Skrytojebca
Do założenia tematu skłonił mnie ten artykuł:
http://partnerstwo.onet.pl/1506017,3500,1,artykul.html
No więc: jacy byliście w szkole? Jaką pozycję w hierarchii towarzyskiej zajmowaliście?
Ja przez pierwsze trzy lata byłem w grupie dzieci nie wyróżniających się towarzysko: miałem kolegów, miałem wrogów, ale ogólnie rzecz biorąc, to miałem się z kim bawić. Po zmianie szkoły wylądowałem w grupie odrzuconych. Potem poszedłem do ogólniaka i znów byłem raczej akceptowany. A potem, po roku, znów zmieniłem szkołę. I znów znalazłem się na marginesie. Tym razem jednak częściowo z przymusu, a częściowo z wyboru. To zresztą utrzymuje się nadal: na studiach też jestem outsiderem, nie uczestniczę w grupowych popijawach i mam wrażenie, że pochodzę z zupełnie innej planety niż większość moich kolegów z roku.
Ostatnio edytowany przez Tibbets (2008-09-09 15:08:51)
Offline
Makarou de seur
Czyli Tibbets , widzę, że masz na roku jakichś technomułów lub wymuskanych lalusiów. Ja też mam takich... masakra....
On-topic:
Ja w liceum przez 2 lata byłem outsiderem, potem jakoś się do mnie przekonali chyba koledzy z klasy i razem piliśmy tanie wina i imprezowaliśmy... to były czasy... studia to nie to samo, apogeum życia mam już za sobą niestety...ehhh... mam tylko jednego kumpla z którym można wypić... dobre i to...
Offline
Królowa jest tylko jedna
Ja w szkole miałam wąskie grono koleżanek, reszta nas nie obchodziła, uważałyśmy je za głupie baby, zresztą one zapewne uważały nas za jakies ufo (bo byłyśmy "metalówami"), ale, jak mówię, nie zależało nam na ich opinii. Oprócz tego trzymałam się ze swoimi znajomymi z podwórka, kółek zainteresowań itp. Zazwyczaj byli to osobnicy płci męskiej i w dodatku starsi. W liceum jeszcze doszli znajomi z knajpy . Na studiach było podobnie, choć u nas na wydziale mieliśmy indywidualny tok studiów, zresztą mojego kierunku raczej normalni ludzie nie studiują . Obecnie często uczestniczę w grupowych popijawach , nadal w głównie męskim, starszym towarzystwie. Stada szczebioczących bab zawsze mnie napawały wstrętem. Rozumiem, że można wymienić kilka zdań na temat kosmetyków, ciuchów i tego, kto z kim, gdzie, i za ile, ale , na miłość boską, na dłuższą metę jest to cholernie nudne! Znacznie bardziej interesujące są dla mnie nawet te typowe męskie rozmowy o piłce nożnej i samochodach. Należy nadmienić, iż większość panów nie ogranicza się tylko do "swoich" tematów, czego nie można powiedziec o babach, niestety.
-------EDIT-----
Piggy, na studiach apogeum życia za sobą? Współczuję, ja zamierzam apogeum osiągnąć dopiero po trzydziestce .
Ostatnio edytowany przez Scarlett (2008-09-09 15:28:26)
Offline
ja przez podstawowki i gimnazja bylam "niegroznym dziwakiem", lubilam 3 osoby na krzyz, spokojnie mozne bylo podejrzewac autyzm ze wzgledu na brak komunikacji miedzy mna a klasa W liceum spotkalam najlepsza klase w swoim zyciu. Oni nie starali sie miec super ocen i byc w szkole tylko po to zeby sie uczyc ale tez zeby sie zaprzyjaznic. Na poczatku myslalam ze tylko ja jestem dziwakiem, pozniej okazalo sie ze sa nimi wszyscy ^^ ech klasa artystyczna Najlepsze lata w szkole przypadaja na liceum.
Offline
Skrytojebca
piggyinthemirror napisał:
Czyli Tibbets , widzę, że masz na roku jakichś technomułów lub wymuskanych lalusiów. Ja też mam takich... masakra....
To nie chodzi o to, że technomułów. Mnie po prostu pewne rzeczy nie interesują, a dla większości ludzi są to rzeczy ważne. Nie mam np. zielonego pojęcia, ile medali zdobyli Polacy w Pekinie. Na roku mam tylko jednego bliskiego przyjaciela, z którym skumaliśmy się przez airsoft. Z resztą po prostu nie mam na tyle wspólnych zainteresowań, żeby razem spędzać czas i mieć o czym dłużej rozmawiać. I to w żaden sposób nie jest wartościujące: w większości są to ludzie mili, kulturalni i koleżeńscy. Po prostu mają inne zainteresowania i inne priorytety. Ja ich lubię, oni lubią mnie, ale żyjemy w trochę innych światach. Nie mówiąc już o podejściu do nauki: w grupie zaledwie dwóch kolegów podziela moje podejście do studiów. Reszta się mniej lub bardziej obija. Efekt jest taki, że ja na grupowe imprezy nie mam po prostu czasu, bo często dobywają się one np. przed kolokwium, w czasie, kiedy ja siedzę i się uczę.
Offline
Skrytojebca
Karola69 napisał:
spokojnie mozne bylo podejrzewac autyzm ze wzgledu na brak komunikacji miedzy mna a klasa
Mnie od 4 do 8 klasy ciągano po psychologach, socjologach i innych takich, podejrzewając brak przystosowania do życia w grupie. Z perspektywy czasu wyszło jednak na to, że cała ta socjologia jest o kant dupy potłuc, bo gdybym umiał żyć w takiej grupie, to by źle o mnie świadczyło. Wystarczy chyba jeśli powiem, że dwaj moi "znajomi" z podstawówki siedzą obecnie za podpalenie (były dwa trupy)? No więc właśnie. A całe sztaby "fachowców" od społeczeństw i od ludzkiej psychiki się głowiły, co ze mną jest nie tak, że nie potrafię sobie z takimi ludźmi ułożyć życia.
Offline
Królowa jest tylko jedna
Karola69 napisał:
ech klasa artystyczna Najlepsze lata w szkole przypadaja na liceum.
Ja też miałam klasę pseudo - artystyczną, ale wcale nie wspominam jej najlepiej. W tamtych czasach najlepsze były wyjazdy na warszaty teatralne i seminaria filmowe .
Offline
Torso
Na początku w klasie 1-6 miałem kolegów i koleżanki, robiło się różne śmieszne akcje (naprawdę śmieszne a nie np. podpalenie psa dla zabawy czy urywanie lusterek w autach jak to dziś się bawią "dzieci" ) byli ludzie których nie lubiłem a oni mnie i było ok. Potem załapałem się na gimnazjum... Koszmar, ludzie zupełnie mi nie odpowiadali a ja im przez co dochodziło do różnych starć, rozpoczynał się wyścig szczurów i ogólnie panowała agresja. W gimnazjum dopiero zobaczyłem jacy ludzie są głupi i bezmyślni. W liceum to samo. Gdy skończyłem 19 lat zrezygnowałem ze szkoły, poszedłem do pracy i zacząłem żyć własnym życiem. Byłem nie lubiany za ateizm, własne zdanie, optymizm i inne cechy inteligentnego człowieka...
Offline
dokladnie. Indywidualisci zawsze maja przerabane, ludzie z duzym poczuciem humoru, wlasnym zdaniem ...
Offline
no tak - ja mam siostrę bliźniaczkę, przez co zawsze byłyśmy zauważane od wejścia - 2 niezwykle podobne, identycznie ubrane ... powiem szczerze - dzieki temu było nam ławiej, kazdy chciał nas poznać, pogadać - dowiedzieć się czegoś... jasne, że większośc znajomosci na tym się kończyła - ale lody były już przełamane...
juz wtedy, w dzieciństwie zdawałam sobie z tego sprawę... wiedziałam, że na każdą z osobna mało kto zwróciłby uwagę ( juz wtedy posiadanie markowych ciuchów czy butów, sprzętu grającego itp wydatnie pomagało w popularności - a nasz dom był dość biedny, więc wiadomo...)
w sumie i w podstawówce i w LO mieściłam się raczej w środku "hierarchii" czy też może bliżej "czołówki"
szczególnie liceum wspominam jako miejsce, gdzie wytworzyła się "elita", kilkunastoosobowa grupa, którą podziwiano i zazdroszczono i (prawie) każdy straaaasznie chciał do niej dołączyć...
ja do niej należałam tak długo - póki spotykał się ze mną chłopak - jeden z tych popularnych....
kiedy z nim zerwałam - nagle reszta zaczęła mnie ignorować....na szczęście było mi to juz zupełnie obojetne - miałam innych znajomych i przyjaciół, swoje sprawy, zainteresowania - wszystko to mnie już nie obchodziło - może jedynie bawiło....
dokladnie. Indywidualisci zawsze maja przerabane, ludzie z duzym poczuciem humoru, wlasnym zdaniem ...
a to ciekawe.... tę klasową "elitę" tworzyły w moim LO bardzo ciekawe typy - prócz kilku bogatych ale i niegłupich panienek dosyć interesujace postacie - właśnie znane z niepokorności, ciętego języka, inteligencji.... jeden z nich był po latach v-ce prezesem Orlenu i chyba oskarżano go w procesie.... a inny stał się światowej sławy fizykiem jądrowym, autorem bestsellera o języku C++, globtroterem - podróżnikiem po najdzikszych i niedostępnych terenach a jego krótkometrazowy (anim. komp.) film o DNA ciągle zdobywa nagrody na fetiwalach ... więc różnie to bywa ...
Offline
Skrytojebca
drzoanna napisał:
dokladnie. Indywidualisci zawsze maja przerabane, ludzie z duzym poczuciem humoru, wlasnym zdaniem ...
a to ciekawe.... tę klasową "elitę" tworzyły w moim LO bardzo ciekawe typy - prócz kilku bogatych ale i niegłupich panienek dosyć interesujace postacie - właśnie znane z niepokorności, ciętego języka, inteligencji.... jeden z nich był po latach v-ce prezesem Orlenu i chyba oskarżano go w procesie.... a inny stał się światowej sławy fizykiem jądrowym, autorem bestsellera o języku C++, globtroterem - podróżnikiem po najdzikszych i niedostępnych terenach a jego krótkometrazowy (anim. komp.) film o DNA ciągle zdobywa nagrody na fetiwalach ... więc różnie to bywa ...
Może to były inne czasy. Inna kultura, inny system wartości. U mnie w ogólniaku (piszę o drugim, bo w nim spędziłem więcej czasu) najbardziej wartościowe osoby czasem były nawet lubiane, ale z całą pewnością nie były elitą.
Offline
Skrytojebca
http://www.alert24.pl/alert24/1,84880,5 … piecu.html
Tak odnośnie poprzedniego posta. Teraz gówniarze się lansują w ten sposób. Kto chce być w klasowej "elicie", ten sobie robi zdjęcie w piecu. Wg mnie to jest dowód niedojrzałości gówniary i jej braku zrozumienia, co się w tym miejscu zdarzyło. Ale wg jej koleżanek i kolegów ona teraz jest na topie, bo piszą o niej wszystkie gazety.
Offline
U mnie było tak: w podstawówce wyprzedzałem inne dzieciaki pod względem rozwoju intelektualnego i emocjonalnego chyba z 5 lat, a przy tym byłem najniższy, więc nie miałem łatwego życia (kompleks wzrostu został mi do dzisiaj ) W liceum traktowano mnie jak dziwaka nieszkodliwego - początkowo. Bo w okolicach 3 klasy kilka osób tworzących klasową elitę wstapiło jednocześnie do ruchu Światło-Życie i jako miłośnik Van Halen, Closterkellera i Depeche Mode (w owym czasie w takiej kolejności) miałem przechlapane jako potencjalny szatanista (błąd zamierzony, zgodny z wymową prostaczków ). Na studiach wreszcie trafiłem na ludzi pokręconych na inny co prawda sposób, ale jednak. Każdy był oryginał, więc nikt się specjalnie nie wyróżniał. Tam przestałem być outsiderem, a przekonałem się, że w zasadzie rówieśnicy też są bardzo fajni. No i tam właśnie nazwano mi po raz pierwszy mianem, pod którym mnie znacie
Offline
fajnie jest wsrod dziwakow ktorzy nie przejmuja sie zdaniem innych ,maja wlasny pomysl na zycie, i przede wszystkim schizy np. gadaja na pokrecone tematy mozna czuc sie swojsko
Offline
Królowa jest tylko jedna
Owszem. Słysząc rozmowy królowej i jej gwardii przybocznej (bo dam dworu prawie nie posiadam, za to gwardia jest moją dumą) tzw. normalni ludzie narażeni są na zawieszenie się sytemu, ci bardziej mobilni i mniej odporni uciekają z krzykiem .
Offline
Skrytojebca
Tibbets napisał:
http://www.alert24.pl/alert24/1,84880,5683714,Pamiatkowe_zdjecie_z_Majdanka__nastolatka_w_piecu.html
Tak odnośnie poprzedniego posta. Teraz gówniarze się lansują w ten sposób. Kto chce być w klasowej "elicie", ten sobie robi zdjęcie w piecu. Wg mnie to jest dowód niedojrzałości gówniary i jej braku zrozumienia, co się w tym miejscu zdarzyło. Ale wg jej koleżanek i kolegów ona teraz jest na topie, bo piszą o niej wszystkie gazety.
Cóż... Chyba muszę się wycofać z tego, co napisałem. Dziewczynka ma... 9 lat [1]. A więc jeśli ktoś tutaj zrobił coś, czego robić nie powinien, to człowiek, który ją tam zaprowadził: teren obozu w Majdanku mogą zwiedzać osoby, które ukończyły 14 lat [2].
[1] http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/ … nnego.html
[2] http://www.majdanek.pl/articles.php?acid=24&mref=18
Ostatnio edytowany przez Tibbets (2008-09-19 07:22:49)
Offline
Królowa jest tylko jedna
Karola69 napisał:
a o czym Królowa dyskutuje ? o rodzajow tortur dla najezdzcow ?
Cytując klasyka:
"Zależy od jakości trunku, a nade wszystko od kompanii"
(Leszek Kołakowski, Faust)
Offline
On topic.
Nie byłem raczej w wierchuszce popularności szkolnej. Natomiast byłem częstym tematem rozmów, obmów i konfliktów Najczęściej mówiłem to co myslałem, i standardowo miałem w dupie reakcje zwrotną. Trzymalismy sie w szczelnej, trzyosobowej grupie, nieprzemakalnej na wpływy z zewnątrz, szyderczej i czasami chamskiej, od której odbijały sie wszelkie próby wpływów. Ponieważ, przy okazji mielismy niezłe oceny, nie mozna nam było narobic koło pióra. Bezsilność co niektórych bywała słodka...
Offline
W podstawowce bylam niezbyt akceptowana ze wzgledu, na zainteresowania i dodatkowe zajecia poza szkola ( gra na pianinie a pozniej kilka lat trenowalam plywanie), ale rowniez dlatego ze bylam bardziej dojrzala intelektualnie niz reszta rowiesnikow. Pod koniec podstawowki bylo najgorzej, dziewczyny lataly po dyskotekach i tylko za spodniami sie ogladaly a ja treningi mialam w glowie, wiec nie bylo mowy o wspolnym jezyku. Jak poszlam do szkoly katolickiej to dopiero horror przezylam, nie bylo mozna miec wlasnego zdania, totalne pranie mozgow, dzieciaki zastraszane i same jakies do bolu zaklamane, wiec mnie w koncu wyrzucili. Poszlam do innego liceum i tam wreszcie odzylam. Potem poszlam na natudia, towarzystwo znowu zaklamane i mega koscielne, po roku rzucilam i poszlam na swoj kierunek. To byly najpiekniejsze czasy. Kazdy z nas byl indywidualista. Wspieralismy sie w chwilach dobrych i zlych. Zawsze moglismy na siebie liczyc. No i 5 lat zycia w akademiku Strasznie mi tego brakuje
Offline
Rozumiem cie doskonale...w stosunku do mnie panuja podobnie spolaryzowane opinie. Ja sam nie mam ochoty na szczególny marketing, z trudem przystosowuje sie do srodowisk, w ktorych nie mogę dominować, emocjonalnie funduje partnerkom jazdę, która nie nalezy do najłatwiejszych w odbiorze. Ale nie potrafie inaczej. Wbrew sobie życie jest xuja warte. Aczkolwiek cena jaką sie płaci jest często bardzo wysoka...
Offline
to prawda. nie warto się poświęcać w imię wyższych idei. idee okazują się wyższe zwykle tylko w naszym odczuciu...
Offline
Nie zgadzam się z tobą, By. Poświęcenie wypływające z własnej woli, dane szczerze i chętnie warte jest każdej ceny. Ale podstawą dawania musi byc wolna wola, nie przymus obyczajowy, materialny lub społeczny. Oczywiście, przy silnych osobowościach, wszelkie związki są trudne, bolesne i często wybuchają kończąc się pożarem otaczającego świata. Ale nie zawsze tak musi być.
Offline
miłość. bezwzględnie, wbrew godności i rozsądkowi. "Bezapelacyjnie. Do samego końca. Mojego lub jej."
Pin, sorry, to co piszesz, to jest bardzo piękne, ale nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Że się posłużę przerysowanym przykładem - ostatnia scena z ostatniego Batmana. A w związku?
Pinhead napisał:
Oczywiście, przy silnych osobowościach, wszelkie związki są trudne, bolesne i często wybuchają kończąc się pożarem otaczającego świata. Ale nie zawsze tak musi być.
Pewnie, że nie musi. Ale jest. Zawsze ktoś kocha bardziej. I to właśnie on ma przesrane. Ot, sprawiedliwość - im więcej dajesz, tym więcej dostajesz. Po dupie.
Ja, niestety, jestem niepoprawną idealistką, aczkolwiek doświadczenia życiowe zasiały we mnie ziarno cynizmu. Na szczęście, jedynie werbalno-myślowego, w praktyce nadal jestem beznadziejnie naiwna. Cokolwiek robię, robię z przekonaniem, choć nie bez wątpliwości. Nadal potrafię sobie odjąć od ust i oddać ostatnią koszulę, jak to się ładnie mówi. Ale coraz mniej widzę w tym sensu. Bo ludzie uważają, ze to się im po prostu należy.
Offline
Właśnie - poczucie wdzięczności rodzi poczucie winy. a to straszny dyskomfort.
Offline